Sanktuarium św. Jana Nepomucena na Zielonej Górze (Poutní kostel sv. Jana Nepomuckého na Zelené hoře) w mieście Zdar nad Sazavou jest zabytkiem UNESCO od roku 1994.
Ale zanim przedstawię ten niecodzienny obiekt, przypomnieć wypada, kim był ów Nepomuk. Przede wszystkim – Jan z Pomuku był spowiednikiem Zofii Bawarskiej, żony ówczesnego króla Czech, Wacława IV. Właśnie: żony króla, ale nie królowej, bowiem król był w konflikcie z arcybiskupem i ten ostatni odmówił koronacji Zofii. Król podejrzewał żonę o zdradę i wygłówkował, że wszystkie domniemane grzeszki małżonki na pewno zna jej spowiednik. Duchowny nie miał jednak zamiaru złamać tajemnicy spowiedzi, nawet poddany typowo średniowiecznemu „przesłuchaniu”. Oczywiście tortur Jan nie przeżył, a jego martwe ciało zostało wrzucone z mostu Karola do Wełtawy. Początkowo uważano, iż Jan jeszcze żył, kiedy zrzucano go z mostu. Dopiero po zbadaniu szczątków okazało się, że nie była to prawda. W każdym razie, po około miesiącu ciało Jana wypłynęło, a po wyłowieniu zostało pogrzebane.
Legenda dzielnego duchownego nie kończy się wraz z jego śmiercią. Arcybiskup, któremu wiernie służył, udał się ze skargą na poczynania Wacława do rzymskiej kurii, co poskutkowało tym, że Jan został uznany męczennikiem.
W osiemnastym wieku kult Jana Nepomucena był już powszechny, a to głownie za sprawą jego kanonizacji w 1729 roku. Kościół uznał cztery cuda, w tym jeden związany z językiem świętego: w 1719 roku znaleziono go wśród szczątków Nepomucena. Był nad wyraz dobrze zachowany, a nawet sczerwieniał. Co prawda, badania zrobione dużo później wykazały, że nie był to język, ale zmumifikowana część tkanki mózgowej, ale kult świętego trwał już na dobre.
Żyjący na przełomie siedemnastego i osiemnastego wieku Václav Vejmluva, opat klasztoru w mieście Žďár nad Sázavou, był wielkim czcicielem Jana Nepomucena. Przez dłuższy czas myślał o tym, aby jakoś uczcić tę postać, wtedy jeszcze nie świętego ale „tylko” męczennika. Dlatego też, kiedy otwarto grób Jana i okazało się, że jego język po trzystu latach jest cudownie nietknięty czasem, opat uznał to za znak i nadał bieg pomysłowi wybudowania świątyni poświęconej Nepomucenowi. Na jej miejsce wybrał wzgórze nad klasztorem, a na architekta Jana Błażeja Santiniego – Aichla.
Aichel był czeskim architektem pochodzenia włoskiego, twórcą tak zwanego barokowego gotyku. Projekt świątyni jest przesączony symboliką i numerologią, wyglądać miał jak gwiazda pośród gwiazd. Sam kościół postawiono na planie pięcioramiennej gwiazdy symbolizującej pięć ran Chrystusa, dodatkowo otoczony został ambitem w kształcie dziesięcioramiennej gwiazdy, z pięcioma kapliczkami symbolizującymi pięć gwiazd, które pojawiły się nad miejscem męczeńskiej śmierci Nepomucena. Wewnątrz świątyni przedstawiono oprócz czterech ewangelistów również Nepomucena, jako piątego ewangelistę; na głównym ołtarzu postać świętego otacza 5 aniołów, a nad nim latają trzy małe aniołki (Nepomucen miał 53 lata, gdy został zabity). Takich symboli można wyliczać jeszcze wiele, nie zabrakło również motywów związanych z „cudownym” językiem świętego.
Santini zaprojektował świątynię przy użyciu cyrkla – zarówno kościół, jak i otaczające go ambity z kaplicami, nie mają płaskich ścian, ale są one fragmentami okręgów. Kolejną ciekawostką jest też ułożenie okien – są one tak zaprojektowane, aby w całej świątyni nie było żadnego zacienionego kąta. Okna mają nota bene trzy różne kształty: języka (symbol Nepomucena), biskupiej mitry (nawiązanie do opata Vejmluvy) i sferycznego trójkąta równoramiennego (symbolizuje Trójcę Świętą, a również było zaprojektowane przy pomocy cyrkla)
Kościół był przez lata celem pielgrzymek, teren między samym kościołem a ambitem służył pielgrzymom za miejsce odpoczynku, posiłku i zabawy. Jednak zmieniło się to z powodu sekularyzacji w 19 wieku. Pielgrzymi co prawda nadal tutaj przybywali, ale nie podobało się to ówczesnym władzom. Zdecydowano, że na terenie między kościołem a ambitem powstanie cmentarz, co miałoby zniechęcić pielgrzymów do przebywania na tych terenach. Ostatni pochówek na tym cmentarzu miał miejsce w roku 1944, ale pielgrzymi odwiedzają kościół na Zielonej Górze do dziś.
A na pamiątkę tych średniowiecznych pielgrzymek organizuje się coroczne święto. I nie są to tylko typowo liturgiczne obrzędy, w mieście staje wielki lunapark (po czesku mówi się na lunapark pout`, a na pielgrzymów poutnicy – podobieństwo nie jest tutaj przypadkowe!). Tegoroczna pout’ ma miejsce właśnie w najbliższy weekend (17-18 maja).
Komentowane zwiedzanie kościoła kosztuje 110 koron od osoby.
Mojmir Horyna, czeski historyk sztuki, powiedział: „Santiniego Zelená Hora to poezja. Przy tym wszystkie dwudziestowieczne budowle to tylko slogany”. W pełni się z tym stwierdzeniem zgadzam 🙂