Zamek Veveří leży 12 kilometrów na północny zachód od centrum Brna. Położony jest na wzgórzu nad zalewem Svratki. Pierwsze wiadomości o drewnianej budowli warownej w tej lokalizacji pochodzą z dwunastego wieku. W trzynastym wieku zaczyna powstawać budowla kamienna. W ciągu kolejnych lat i wieków zamek był przebudowywany, aż do drugiej połowy 19 wieku, jednak jego główna sylwetka nie uległa dramatycznej zmianie. Dziś stanowi jeden z najrozleglejszych zamków nie tylko na Morawach, ale i w całej Republice Czeskiej.
W latach 1942–1945 zamek został zajęty na potrzeby Wehrmachtu i SS. Przy wyzwalaniu Brna spod okupacji zamek został znacząco uszkodzony (dach, fasady). Po wojnie obiekt długo służył jako szkoła z internatem dla leśników. Druga połowa dwudziestego wieku odcisnęła się bardzo niekorzystnie na stanie zamku, ówczesne „remontowe” prace doprowadziły do okrutnej degeneracji obiektu. Tony betonu ułożone zamiast drewnianych podłóg nasuszyły statykę zamku, pod betonowymi tynkami zginęły rokokowe freski, zamkowe sale podzielono na mniejsze izby ścianami z cegieł, zainstalowano byle jaką (i byle jak) kanalizację WC itp. Z winy nowych tynków ściany straciły naturalną przepuszczalność, co spowodowało wzrost wilgoci, a co za tym idzie – dalsze zniszczenia, z którymi restauratorzy walczą do dziś.
Dopiero w roku 1999 zaczęto porządne prace remontowe, które trwają do dziś. Dla turystów zamek został otwarty do zwiedzania w roku 2002. Postępy w remoncie mam okazję obserwować, z roku na rok coraz więcej obiektów cieszy oko nowym wyglądem.
Wokół zamku, nad zalewem rzeki Svratki, biegnie kilka tras turystycznych. Ich pięknym fragmentem jest, otworzony w 2003 roku, żelazno-betonowy most, z którego roztacza się wspaniały widok jak na zamek, tak i na zalew. A z kolei drewniany mostek, na trasie między przystanią a zamkiem, w 2011 roku uzyskał tytuł „Drewnianej konstrukcji roku w Republice Czeskiej”.
W niedalekiej odległości od samego zamku stoi kaplica Matki Boskiej, również z dwunastego wieku. Legenda głosi, że od kapliczki do zamku wiedzie podziemny tunel, co ciekawe – wstępne badania georadarowe tego nie wykluczają. Niejakim rozszerzeniem tej legendy są plotki o ukryciu w podziemiach zamku lub właśnie w tym tunelu dwunastu srebrnych posągów apostołów. Posągi te mieli ukryć templariusze na początku czternastego wieku.
Z kolei dobrze udokumentowany jest fakt, że zamek Veveří trzykrotnie odwiedził Winston Churchill (między innymi w czasie podróży poślubnej), o czym przypomina wmurowana tablica.
Wspomniałam już o przystani? Jako sposób dotarcia do zamku polecam rejs statkiem po zalewie z Brna od Přehrady do Hradu Veveří; przystań ulokowana jest jakieś 500m od zamku. Kto przyjedzie autem, czeka na niego duży bezpłatny parking u podnóża zamku.
Od maja do września zamek otwiera swe podwoje codziennie z wyjątkiem poniedziałków, od października do kwietnia zwiedzić go można tylko w weekendy i święta. Wstęp na teren zamku kosztuje symbolicznych 20 koron (w cenie nierzadko zawarta jest lampka wina w pałacowych piwnicach), dalszych 60 koron kosztuje oprowadzenie przez przewodnika po zamkowych komnatach. W sezonie zamek ożywa historycznymi jarmarkami i różnorakimi koncertami.
Ciekawostka.
Pan Josef Kyselak urodził się w Wiedniu w roku 1799 w rodzinie urzędników. Można powiedzieć, że kontynuował rodzinne tradycje, bo po skończeniu nauki pracował najpierw jako urzędnik fiskalny, a potem jako rzeczoznawca. I tak pewnie mógłby sobie spokojnie żyć, a nikt by jego nazwiska dziś nie pamiętał, gdyby nie pasja do podróży i wspinaczki. Co prawda nie wsławił się żadnym odkryciem czy spektakularnym zdobyciem jakiegoś szczytu – za to zasłynął swoim przewrotnym pomysłem. Ideą, aby na miejscach, które odwiedzał, zostawić swoje nazwisko. Tak wiec jego podpis widniał wyryty lub namalowany na skałach, mostach, pałacach i zamkach. Podobno pomysł podpisywania się mógł dotyczyć jakiegoś zakładu, a ja sobie osobiście myślę, ze pan po prostu chciał zostać sławnym. Istnieje nawet legenda, że „na dywanik” wezwał go sam cesarz Franciszek I i nakazał zaprzestania procederu. Josef obiecał poprawę, ale kiedy po jego wyjściu cesarz zaczął podpisywać dokumenty, na swoim biurku zobaczył napis – KYSELAK
Swojego „Kyselaka” ma też zamek Veveří. Nie napiszę, gdzie konkretnie jest – spróbujcie w czasie zwiedzania znaleźć sami.
A wracając do bohatera tej historyjki: umarł młodo na cholerę w rodzinnym Wiedniu. Podobno chorobą zaraził się jedząc zainfekowane owoce wbrew ostrzeżeniom i nie pozwolił się leczyć. Miał chłopina charakterek…